To drugi kwadracik dla Rebeki.
Mam nadzieję, że krzyżówka bez trudu zostanie rozwiązana.
środa, 17 grudnia 2014
wtorek, 16 grudnia 2014
Wytrzaszcz dla Rebeki
Po raz kolejny zatekniłam za kwadracikami w projekcie "za jeden uśmiech". Rebeka ma 9 lat, lubi emotki i matematyczne zagadki. Nasza Maja stworzyła schematy i mogłam wyszywać.
Ale najpierw ponarzekam.....
Pomimo, że wyszywałam 3 czarnymi nitkami widać prześwity. Na zdjęciach bardzo dobrze jest to uwidocznione i nie wygląda najlepiej. Na szczęście w realu to nie rzuca się tak w oczy....
Niestety - to polska mulinka i nie po raz pierwszy kupując ją zawiadłam się na jej jakości.
Po raz pierwszy - gdy zaczynałam swoją przygodę z haftem wyszywałam kolorem X, który wziął się i skończył......gdy zakupiłam drugi drugi moteczek tego samego koloru, okazało się, że kolor X nie równa się kolorowi X. Wyszywałam kamienie w grocie, więc różnica - i to znaczna - nie kuje oglądających w oczy. Mnie - niestety tak.
Gdy potrzebowałam znaczną ilość białej mulinki, nabyłam i co się okazałao....nitka cieniutka, poprzecierana w motku , rwąca się przy rozdzielaniu nitek, a gdy wszystko wyglądało w porządku, w trakcie pracy nitka się rwała - nie żeby wszystkie, ot tak jedna na trzy. Strzępiła się, tworzyły się zgrubienie, po prostu koszmar...
Mam pecha, czy ta mulina po prosu tak ma?
Wybaczcie te prześwity....
Ale najpierw ponarzekam.....
Pomimo, że wyszywałam 3 czarnymi nitkami widać prześwity. Na zdjęciach bardzo dobrze jest to uwidocznione i nie wygląda najlepiej. Na szczęście w realu to nie rzuca się tak w oczy....
Niestety - to polska mulinka i nie po raz pierwszy kupując ją zawiadłam się na jej jakości.
Po raz pierwszy - gdy zaczynałam swoją przygodę z haftem wyszywałam kolorem X, który wziął się i skończył......gdy zakupiłam drugi drugi moteczek tego samego koloru, okazało się, że kolor X nie równa się kolorowi X. Wyszywałam kamienie w grocie, więc różnica - i to znaczna - nie kuje oglądających w oczy. Mnie - niestety tak.
Gdy potrzebowałam znaczną ilość białej mulinki, nabyłam i co się okazałao....nitka cieniutka, poprzecierana w motku , rwąca się przy rozdzielaniu nitek, a gdy wszystko wyglądało w porządku, w trakcie pracy nitka się rwała - nie żeby wszystkie, ot tak jedna na trzy. Strzępiła się, tworzyły się zgrubienie, po prostu koszmar...
Mam pecha, czy ta mulina po prosu tak ma?
Wybaczcie te prześwity....
sobota, 13 grudnia 2014
Choinki z polaru i filcu
Poszyłam półprodukty choinek, z białego cieniutkiego polaru i zielone, z materiału przypominającego filc. Zielone szyłam bez większego problemu, natomiast białe - okazało się, że moja maszyna nie radzi sobie, przeskakuje, powstają dziury.
Zapytany wujek Google udzielił odpowiedzi i następnego dnia pędziłam do sklepu po igłę.... miałam nie taką, która szyje grubsze materiały.
Z obawą zasiadłam do maszyny ..... wszystko poszło sprawnie....
Oto efekt mojej pracy,
choinkowy lasek, większe drzewka mają ok. 20 cm, mniejsze - 17 cm...
Zapytany wujek Google udzielił odpowiedzi i następnego dnia pędziłam do sklepu po igłę.... miałam nie taką, która szyje grubsze materiały.
Z obawą zasiadłam do maszyny ..... wszystko poszło sprawnie....
Oto efekt mojej pracy,
choinkowy lasek, większe drzewka mają ok. 20 cm, mniejsze - 17 cm...
Reszty zdobień dokonała moja znajoma, mam nadzieję, że wstawi zdjęcia i będę mogła je Wam pokazać.
piątek, 12 grudnia 2014
Osikowe dzwoneczki
Nawet nie pamiętam, kiedy nakupiłam towaru z osikowych "wiórów". W pamięci leżały....., że mam..., że chciałam coś zrobić......ba...nawet zaczęłam!!!........ale nie skończyłam....
W tym roku doczekało się sfinalizowania, całe pięć sztuk.
Posklejałam, dodałam wykończenie brzegu, dodałam serce z przezroczystego czegoś i gotowe....
Ot, takie niewielkie, a cieszyły.....
I w pojedynkę
Pozdrawiam i miłego weekendu życzę.
W tym roku doczekało się sfinalizowania, całe pięć sztuk.
Posklejałam, dodałam wykończenie brzegu, dodałam serce z przezroczystego czegoś i gotowe....
Ot, takie niewielkie, a cieszyły.....
I w pojedynkę
Na tym zdjęciu widać, jak wykończony jest dół dzwoneczka...
czwartek, 11 grudnia 2014
Świąteczne gwiazdki
Zostałam poproszona o uszycie gwiazdek.
Powstało ich zaledwie cztery. Nie są duże, bo mają stanowić dopełnienie świątecznego bukietu czy też dekoracji..
W jasnych barwach - mniejsza powstała jako wzór
i gwiazdki w gwiazdy betlejemskie
Mam nadzieję, że będą się podobały.
Powstało ich zaledwie cztery. Nie są duże, bo mają stanowić dopełnienie świątecznego bukietu czy też dekoracji..
W jasnych barwach - mniejsza powstała jako wzór
i gwiazdki w gwiazdy betlejemskie
Mam nadzieję, że będą się podobały.
poniedziałek, 8 grudnia 2014
Mikołajowe skarpety w wersji mini
Wyciągnęłam wczoraj swój karton z materiałami o tematyce świątecznej. A w tym kartonie woreczek ze ścinkami, małymi fragmentami szmatek, a brak pomysłu a żal wyrzucić.....bo ja taki typ zbieracza jestem. Przeszukując internet w poszukiwaniu wzoru na patchworkową gwiazdkę znalazłam wzór na skarpetkę. Jest niewielkich rozmiarów, bo ma ok. 13-15 cm. W ruch poszły małe skrawki, ba nawet na zielonej znalazł się fragment bieżnika, który powstał dzięki Beatce no i szycie PP.
Podszyte filcem - jedna białym, druga czerwonym.
Jak mi to wyszło, oceńcie sami....
Podszyte filcem - jedna białym, druga czerwonym.
Jak mi to wyszło, oceńcie sami....
niedziela, 7 grudnia 2014
Serduszka z bombkami
Kilka lat temu zakupiłam szablony, potrzebną do tego farbę w sztyfcie no i odpowiedni pędzelek.
Oto moje próby połączenie tych trzech rzeczy....
Serduszka, na których wymalowałam bombki....
Cała czwórka , w tym jedno pomaziane brokatem......miałam nadzieję, że będzie się ładnie mieniło, ale w dziennym świetle nie wygląda za specjalnie, natomiast w blasku świec, prezentuje się całkiem nieżle....
Miłej niedzieli.
Oto moje próby połączenie tych trzech rzeczy....
Serduszka, na których wymalowałam bombki....
Cała czwórka , w tym jedno pomaziane brokatem......miałam nadzieję, że będzie się ładnie mieniło, ale w dziennym świetle nie wygląda za specjalnie, natomiast w blasku świec, prezentuje się całkiem nieżle....
Miłej niedzieli.
czwartek, 4 grudnia 2014
Świetlne kulki czyli moje wydanie cotton ball
Na wielu stronach pojawiają się kulki, które świecą delikatnym światełkiem, tworzą nastrój, dają poczucie bezpieczeństwa dla tych, którzy boją się ciemności.....
Jeszcze podczas procesu tworzenia, wiszą i się suszą...
A tu już gotowe.....
Zrobiłam też jedną bordową, i stwierdziłam - ale to tylko moje zdanie, że znacznie lepiej prezentują się pastelowe kolory.
Miłego i spokojnego dnia
Jeszcze podczas procesu tworzenia, wiszą i się suszą...
A tu już gotowe.....
Zrobiłam też jedną bordową, i stwierdziłam - ale to tylko moje zdanie, że znacznie lepiej prezentują się pastelowe kolory.
Miłego i spokojnego dnia
środa, 3 grudnia 2014
Świąteczny wieniec z szyszek
Od wielu tak na strychu leżał styropianowy wieniec.
Od kilku lat na naszych drzwiach wisiał biały wieniec z czerwonymi dodatkami i już trochę się opatrzył.
Jest ładny, cały czas mi się podoba, ale jakoś chce się czegoś nowego.
I powstał, najzwyklejszy w świecie szyszkowy wieniec....
Tu poleguje na podłodze...
Od kilku lat na naszych drzwiach wisiał biały wieniec z czerwonymi dodatkami i już trochę się opatrzył.
Jest ładny, cały czas mi się podoba, ale jakoś chce się czegoś nowego.
I powstał, najzwyklejszy w świecie szyszkowy wieniec....
Tu poleguje na podłodze...
I tym sposobem muszę przyznać, że i u mnie zaczął się sezon na ozdoby świąteczne....
środa, 19 listopada 2014
Mój paluszek......
Historia jest krótka......
złamałam czwartego palca mojej prawej łapki....
Próby bezinwazyjnego nastawienia spełzły na niczym, odłamany kawałek czegoś tam się przemieszczał i zadecydowano, że trzeba go "zdrutować". I tak wylądowałam na stole, coś wstrzyknęli i odleciałam. Gdy mnie wybudzili, usłyszałam ...proszę uważać na rękę....... nie wiedziałam, że może być tak wesoło..... bo ona była zuuupełnie bezwładna, jedyne, co na nią działało to grawitacja. Za każdym razem leciała w dół bez mojej wiedzy, ba, nawet wbrew moim sugestiom, że ma się podnieść, zgiąć....., a w nocy....ja na bok, a ona...fajt.....spadła.....no to druga łapka musiała ją wciągnąć na miejsce, ja się przekręcam na drugi bok, ciało wykonuje ruch a ręka leży, ani drgnie......no i łapka lewa zabiera łapkę prawą na właściwą pozycję.......
Na mej łapce miałam założony taki cóś....usztywnione dwa palce....
Przez pierwsze dwa dni z tego czegoś wystawał drut, a jak o coś dotknęłam .......... to nawet teraz przechodzą mnie ciarki...
Potem oswobodzenie łapki, a wyjęcie palucha po raz pierwszy z tego gipsu wcale nie było łatwe, bo człek się boi, serce ma w gardle, żołądek na wysokości serca......sie wszystko telepie, ..... ale z pomocą pielęgniarek dałam radę...
No cóż, po wyciągnięciu łapki moim oczom ukazał się taki widok.... dwa druty....powyginane, a w tą łuskę znów trzeba łapę zapakować...
I w komplecie.... podczas zmiany opatrunku, no i chwili na ćwiczenie nadgarstka i piątego palucha, bo po wyjęciu z gipsu po prostu były "zastałe" i najnormalniej w świecie bolały...
I już po 6 tygodniach...........wyciąganie drucików....
lekarz poprosił pielęgniarkę o .....kombinerki......takie, jakie większość ma w domu......i wyciągnął, bez żadnego znieczulenia......bez żadnego bólu.....tylko kilka kropel krwi...
A dzisiaj..... palec nie wygląda pięknie, jest co prawda prosty na swej długości, ale za to garbaty, nie zgina się jak powinien....no i czasami budzę się w nocy z bólu....ale podobno to normalne....podobno przejdzie....
złamałam czwartego palca mojej prawej łapki....
Próby bezinwazyjnego nastawienia spełzły na niczym, odłamany kawałek czegoś tam się przemieszczał i zadecydowano, że trzeba go "zdrutować". I tak wylądowałam na stole, coś wstrzyknęli i odleciałam. Gdy mnie wybudzili, usłyszałam ...proszę uważać na rękę....... nie wiedziałam, że może być tak wesoło..... bo ona była zuuupełnie bezwładna, jedyne, co na nią działało to grawitacja. Za każdym razem leciała w dół bez mojej wiedzy, ba, nawet wbrew moim sugestiom, że ma się podnieść, zgiąć....., a w nocy....ja na bok, a ona...fajt.....spadła.....no to druga łapka musiała ją wciągnąć na miejsce, ja się przekręcam na drugi bok, ciało wykonuje ruch a ręka leży, ani drgnie......no i łapka lewa zabiera łapkę prawą na właściwą pozycję.......
Na mej łapce miałam założony taki cóś....usztywnione dwa palce....
Przez pierwsze dwa dni z tego czegoś wystawał drut, a jak o coś dotknęłam .......... to nawet teraz przechodzą mnie ciarki...
Potem oswobodzenie łapki, a wyjęcie palucha po raz pierwszy z tego gipsu wcale nie było łatwe, bo człek się boi, serce ma w gardle, żołądek na wysokości serca......sie wszystko telepie, ..... ale z pomocą pielęgniarek dałam radę...
No cóż, po wyciągnięciu łapki moim oczom ukazał się taki widok.... dwa druty....powyginane, a w tą łuskę znów trzeba łapę zapakować...
I w komplecie.... podczas zmiany opatrunku, no i chwili na ćwiczenie nadgarstka i piątego palucha, bo po wyjęciu z gipsu po prostu były "zastałe" i najnormalniej w świecie bolały...
I już po 6 tygodniach...........wyciąganie drucików....
lekarz poprosił pielęgniarkę o .....kombinerki......takie, jakie większość ma w domu......i wyciągnął, bez żadnego znieczulenia......bez żadnego bólu.....tylko kilka kropel krwi...
A dzisiaj..... palec nie wygląda pięknie, jest co prawda prosty na swej długości, ale za to garbaty, nie zgina się jak powinien....no i czasami budzę się w nocy z bólu....ale podobno to normalne....podobno przejdzie....
poniedziałek, 20 października 2014
Mój pierwszy wianek
Chciałam mieć coś na drzwiach....... dla ozdoby,......
Dawno temu powstały serduszka z naszymi inicjałami, które jakoś nie mogły znaleźć swojego miejsca ..... szczególnie u mych synków. Chciałam wianek ..... kupić można ..... ale ..... można zrobić samemu....
I tak mą koślawą łapką (zdjęcia mej łapki będą później...) nacięłam brzozowych gałązek, a potem plątałam gałązki ..... plątałam ....... i tak powstała ozdoba naszych starych nowych drzwi (tak, one kiedyś były brązowe i miały "piękną, zieloną framugę).... połączenie brzozowych gałązek, uszytych serduszek i białych koralików....
Jak Wam się podoba?
Dawno temu powstały serduszka z naszymi inicjałami, które jakoś nie mogły znaleźć swojego miejsca ..... szczególnie u mych synków. Chciałam wianek ..... kupić można ..... ale ..... można zrobić samemu....
I tak mą koślawą łapką (zdjęcia mej łapki będą później...) nacięłam brzozowych gałązek, a potem plątałam gałązki ..... plątałam ....... i tak powstała ozdoba naszych starych nowych drzwi (tak, one kiedyś były brązowe i miały "piękną, zieloną framugę).... połączenie brzozowych gałązek, uszytych serduszek i białych koralików....
Jak Wam się podoba?
sobota, 20 września 2014
Różowo mi było.....
Różowo i żółto mi było za sprawą Fluttershy - Pony, który powstał na kołderkę dla Amelci.
Ale....zanim Wam go pokażę muszę się do czegoś przyznać i jednocześnie ostrzec......
W moim domku postanowiłam umyć okna, trochę ich jest i zaczęłam....
umyłam pierwsze i już ...przy drugim......jak nie przygwożdżę paluchem w okienną ramę, ból aż -człeka zatkało, pomachałam palcem i myłam dalej......przy kolejnych bolało przy każdym zgięciu ....palec w tak zwanym międzyczasie zdążył spuchnąć, trochę posiniał.....ale co może stać się z palcem???? Ponieważ ból nie ustępował, a mam cukrzycę i takie końcówki mej osoby są odcinane w pierwszej kolejności postanowiłam następnego dnia pójść do lekarza po skierowanie do specjalisty.......wylądowałam u chirurga na SOR-ze, prześwietlenie ....i....ma pani złamany 4 palec prawej ręki, a tu widać, jak się coś (kto by spamiętał te nazwy), odłamało, a tu się zerwało.....i skierowanie do ortopedy....dojechałam już po 3 dniach.....w końcu złamany paluch to nic strasznego......u ortopedy......usłyszałam, że na razie usztywniamy, ale może trzeba będzie go "zdrutować"..... za tydzień kontrola.... po tygodniu....niestety, ta odłamana część się przesuwa......drutujemy palec........
na ostrym dyżurze byłam ok. 13, zostałam przyjęta do szpitala, na stole wylądowałam ok 22, ........ i już po 6 dniach wyszłam ze szpitala....z gipsową łuską na całym nadgarstki, usztywnione 2 palce ..i to tak jeszcze przez 4 tygodnie.....bo 2 już za mną. .....
Tak więc proszę o wyrozumiałość jeżeli jakieś nitki są nie do końca równe.... bo wyszywałam Pony z usztywnionym złamanym palcem
a ostrzegam ......mycie okien może być szkodliwe dla zdrowia...
Ale....zanim Wam go pokażę muszę się do czegoś przyznać i jednocześnie ostrzec......
W moim domku postanowiłam umyć okna, trochę ich jest i zaczęłam....
umyłam pierwsze i już ...przy drugim......jak nie przygwożdżę paluchem w okienną ramę, ból aż -człeka zatkało, pomachałam palcem i myłam dalej......przy kolejnych bolało przy każdym zgięciu ....palec w tak zwanym międzyczasie zdążył spuchnąć, trochę posiniał.....ale co może stać się z palcem???? Ponieważ ból nie ustępował, a mam cukrzycę i takie końcówki mej osoby są odcinane w pierwszej kolejności postanowiłam następnego dnia pójść do lekarza po skierowanie do specjalisty.......wylądowałam u chirurga na SOR-ze, prześwietlenie ....i....ma pani złamany 4 palec prawej ręki, a tu widać, jak się coś (kto by spamiętał te nazwy), odłamało, a tu się zerwało.....i skierowanie do ortopedy....dojechałam już po 3 dniach.....w końcu złamany paluch to nic strasznego......u ortopedy......usłyszałam, że na razie usztywniamy, ale może trzeba będzie go "zdrutować"..... za tydzień kontrola.... po tygodniu....niestety, ta odłamana część się przesuwa......drutujemy palec........
na ostrym dyżurze byłam ok. 13, zostałam przyjęta do szpitala, na stole wylądowałam ok 22, ........ i już po 6 dniach wyszłam ze szpitala....z gipsową łuską na całym nadgarstki, usztywnione 2 palce ..i to tak jeszcze przez 4 tygodnie.....bo 2 już za mną. .....
Tak więc proszę o wyrozumiałość jeżeli jakieś nitki są nie do końca równe.... bo wyszywałam Pony z usztywnionym złamanym palcem
a ostrzegam ......mycie okien może być szkodliwe dla zdrowia...
czwartek, 28 sierpnia 2014
Dla Piotrusia Angry Birds
Znowu zatęskniłam za kwadracikami. Tak mam, długo, długo nic a potem czekam na zapisy.
Tym razem padło na 2 ptaszyska - czarnego i zielonego.....
Wyszywało mi się przyjemnie, całkiem szybko i gdy już oba były gotowe......postanowiłam....... sprawdzić, czy nie farbują mulinki, co oznacza, że do garnka nalałam wody, dodałam mydła i postawiłam na "gazie"......
A ponieważ miałam jeszcze do zrobienia kartkę na ślub, polazłam na strych po materiały, potem wpadłam na chwilkę do siostry, zabrałam się za robienie kartki, gdy przyjechali rodzice (mama farbowała włosy) znów wylądowałam u siostry i jak już wracałam taka szczęśliwa, otworzyłam drzwi ......i.......... biało, smród spalenizny......gdzie się pali!!!!!!!!!????? piwnica..... pralka, przecież nastawiałam pranie a tam piec ......kamień z serca, nic się nie dzieje..... wpadam do domu.......a tu........garnek rozpalony do czerwoności ............. Niemiec zwany Alzeimer całą moją pracę obrócił w popiół.... w sensie dosłownym.......o ja nieszczęśliwa...........wietrzenie chałupy, potem tylko pozbycie się zapachu spalenizny....... i po raz drugi zabrałam się do wyszywania.....
Przedstawiam Wam dwa Angry Birds-y
i zielony.....
Tym razem padło na 2 ptaszyska - czarnego i zielonego.....
Wyszywało mi się przyjemnie, całkiem szybko i gdy już oba były gotowe......postanowiłam....... sprawdzić, czy nie farbują mulinki, co oznacza, że do garnka nalałam wody, dodałam mydła i postawiłam na "gazie"......
A ponieważ miałam jeszcze do zrobienia kartkę na ślub, polazłam na strych po materiały, potem wpadłam na chwilkę do siostry, zabrałam się za robienie kartki, gdy przyjechali rodzice (mama farbowała włosy) znów wylądowałam u siostry i jak już wracałam taka szczęśliwa, otworzyłam drzwi ......i.......... biało, smród spalenizny......gdzie się pali!!!!!!!!!????? piwnica..... pralka, przecież nastawiałam pranie a tam piec ......kamień z serca, nic się nie dzieje..... wpadam do domu.......a tu........garnek rozpalony do czerwoności ............. Niemiec zwany Alzeimer całą moją pracę obrócił w popiół.... w sensie dosłownym.......o ja nieszczęśliwa...........wietrzenie chałupy, potem tylko pozbycie się zapachu spalenizny....... i po raz drugi zabrałam się do wyszywania.....
Przedstawiam Wam dwa Angry Birds-y
Czarny.....
i zielony.....
piątek, 18 lipca 2014
Wilno - Ulica Szklana - Stikliý g.
O tym, że pierwszego dnia byliśmy na ulicy Szklanej, ba, nawet żeśmy tam pojadali i popijali uzmysłowiłam sobie znacznie później.....
Pierwszego dnia, po przyjeździe, tacy niedospani, senni i troszkę zmęczeni poszliśmy "w miasto", zobaczyć okolice, bez żadnego celu...... i już po kilku minutach byliśmy na targu, potem spacerek i Ostra Brama, i Ratusz, rynek. Z niego w boczną uliczkę skręciliśmy, bo....zobaczyłam..... plan..............żydowskiego getta z okresu 1941-1943......
I poszliśmy dalej.....i wtedy.....
- może kawa? - bo tak jakoś mnie naszło
- ja lody...... stwierdził młody
i weszliśmy ....
Wnętrza skrawek......
wieszaczek......
stał na barze.....
i cały czas intryguje mnie kawa z pem .....i ten listek.....
I były pierwsze zeppeliny........
Po wbiciu w wyszukiwarkę nazwy tej restauracji okazało się, że to jedna z lepszych w Wilnie......
A ulica.....
Wąska uliczka..... kolorowe kamieniczki.......
Na rogu ulicy.....
cukierenka z ozdobnymi drzwiami, z malowanymi okiennicami...... z makietami tortów.....
I stylowe wnętrze, długa kolejka po kawę i ciastka,........
Uliczka kryje wiele małych detali...... trzeba się tylko rozglądać...... podnosić głowę...
W oknach wystawowych, za szklaną szybą.... przez to tak trochę rozmyte......
I ozdobione okna zapraszające do środka......
Trochę nie ta pora, ale i tak jest ładne....
Podejrzane z ulicy.... wnętrze sklepiku,.......
I jedna z bram,........ która się wyróżnia.....
Ładna, prawda?....
Do zobaczenia.....
Pierwszego dnia, po przyjeździe, tacy niedospani, senni i troszkę zmęczeni poszliśmy "w miasto", zobaczyć okolice, bez żadnego celu...... i już po kilku minutach byliśmy na targu, potem spacerek i Ostra Brama, i Ratusz, rynek. Z niego w boczną uliczkę skręciliśmy, bo....zobaczyłam..... plan..............żydowskiego getta z okresu 1941-1943......
I poszliśmy dalej.....i wtedy.....
- może kawa? - bo tak jakoś mnie naszło
- ja lody...... stwierdził młody
i weszliśmy ....
Wnętrza skrawek......
wieszaczek......
stał na barze.....
i cały czas intryguje mnie kawa z pem .....i ten listek.....
I były pierwsze zeppeliny........
Po wbiciu w wyszukiwarkę nazwy tej restauracji okazało się, że to jedna z lepszych w Wilnie......
A ulica.....
Wąska uliczka..... kolorowe kamieniczki.......
Na rogu ulicy.....
cukierenka z ozdobnymi drzwiami, z malowanymi okiennicami...... z makietami tortów.....
I stylowe wnętrze, długa kolejka po kawę i ciastka,........
Uliczka kryje wiele małych detali...... trzeba się tylko rozglądać...... podnosić głowę...
W oknach wystawowych, za szklaną szybą.... przez to tak trochę rozmyte......
Zaprasza do wnętrza......
I ozdobione okna zapraszające do środka......
Trochę nie ta pora, ale i tak jest ładne....
Podejrzane z ulicy.... wnętrze sklepiku,.......
I jedna z bram,........ która się wyróżnia.....
Ładna, prawda?....
Do zobaczenia.....
Subskrybuj:
Posty (Atom)